Tylko dwie rzeczy są nieskończone:
wszechświat i ludzka głupota.
Chociaż, co do tego pierwszego nie mam pewności...
A. Einstein
A to główna
gwiazda przedstawienia - goła pupa Bulmy!
Gdy tylko manga zawitała do naszego pięknego
kraju, natychmiast dorobiła się niezbyt rozgarniętego towarzysza, który
nijak nie odstępował jej ani na krok i z uporem idioty-fanatyka wciąż dorabiał
jej maksymalnie gorszącą opinię. Ten towarzysz to nic innego, jak wszędobylska
tania sensacja, która ma tylko jeden cel - znaleźć skandal wszędzie,
nawet tam, gdzie go nie ma - o czym polscy fani mangi dobrze wiedzą i czego
doświadczają już od wielu lat. Wszystko jest kwestią stereotypów,
tak jak Disney wyrobił sobie pozycję kogoś, kto zawsze produkuje pouczające
filmy familijne i nikt się nie odważy publicznie temu zaprzeczyć, to manga
– dla równowagi - stała się dyżurnym psem do bicia, i choćby nie wiem
co sobą prezentowała, dla naszych „prasowych znawców japońskiej popkultury”
już chyba zawsze pozostanie „złem wcielonym”...
12 lipca 2003 roku, o godzinie 19.40, na kanale TVN, w cyklicznym bloku
programów dokumentalno-informacyjnych, pod ogólnym tytułem „Uwaga!”,
wyemitowano krótki (niespełna 10-minutowy) reportaż, traktujący o
zagrożeniu, jakim rzekomo są dla polskich dzieci japońskie komiksy zwane mangą.
Oglądając ten reportaż aż wierzyć się nie chce, że po prawie 7 latach od
sailorkowego bumu na mangę w Polsce, są jeszcze w naszym kraju ludzie, którzy
na temat japońskiej sztuki komiksu wypowiadają publicznie tak rażąco przekłamane
i tendencyjne frazesy, zasłaniając się rzekomą troską o morale młodego pokolenia.
Z całym szacunkiem, ale każdy, kto choć raz widział reportaże emitowane w
bloku „Uwaga!”, chyba nie ma najmniejszych wątpliwości, jaki cel mają jego
twórcy - bo na pewno nie jest nim podana bezstronnie rzetelna dziennikarska
informacja. Mówiąc w skrócie - wszystkie serwowane w tym serwisie
reportaże, to granie na sensacyjnie przerobionych faktach, które nie
mają być prawdziwe, lecz wyłącznie szokujące. Stąd z uporem maniaka każdy
reportaż montuje się w taki sposób, aby wprawić widza w szok. I nikogo
tu nie obchodzi, że w tym celu gra się na ludzkiej wyobraźni i - czasami
subtelnie, a czasami bezczelnie - przeinacza fakty - liczy się tylko odpowiednie
pobudzenie widza i wmówienie mu, że właśnie ogląda coś niesamowicie
ważnego i podsuwa jednoznaczne wnioski. Tak też się stało z wyżej wymienionym
reportażem, którego celem stał się japoński komiks – manga, a dokładniej
– seria „Dragon Ball”. No cóż – sezon ogórkowy mamy w pełni!
Twórcy tego reportażu wyszli z prostym jak drut i wyświechtanym
przez lata hasłem: japoński komiks propaguje pornografię wśród dzieci
- i w tym celu posłużono się polskim wydaniem komiksowej serii „Dragon Ball”.
W całej tej farsie brało udział kilka osób, a całość została zmontowana
tak tendencyjnie, że chwilami nie wiedziałem, czy oglądam rekonstrukcję
morderstwa, czy też mam się śmiać, czy płakać... hmm... właściwie to nawet
nie wiem nad czym - głupotą twórców, czy głupotą tych widzów,
którzy dali się nabrać na ten prymitywnie sugerujący, a raczej bezczelnie
wciskający „jedyne słuszne wnioski”, materiał.
Twórcy reportażu wykazali się „niesamowitą wyobraźnią” i „talentem
improwizatorskim” w tworzeniu swojego dzieła. Całość została poprzetykana
ujęciami bawiących się 4-latków, leżących pluszowych misiów
i innych zabawek dzieci w tym wieku - ale to dopiero początek zabawy. W
jednym z kolejnych ujęć ktoś z ekipy realizatorów wcisnął do łapek
grupie tychże 4-latków tomik „Dr Slumpa” i radośnie nakręcił scenkę
kartkujących komiks dzieciaków, jednoznacznie sugerując, że jest
to produkt przeznaczony właśnie dla nich. I realizatorzy mieli głęboko w
nosie wypowiedź wydawcy (z którego zresztą podczas montażu programu
zrobili niezłego idiotę i zaprezentowali co najmniej jak seryjnego mordercę
- ale o tym dalej), który jasno stwierdził, że tego typu produkty przeznaczone
są dla osób powyżej 15 lat. I również miał w nosie to, że
podstawiona w programie grupa 4-latków nie potrafi chociażby czytać
i nie posiada na tyle intelektu, aby zrozumieć skomplikowaną fabułę takiego
komiksu. Realizator miał wszystko w nosie, oprócz wywołania taniej
sensacji i skasowania za to honorarium.
A to są, według
twórców reportażu, czytelnicy serii "Dragon Ball" - ok. 4-letnie
dzieci.
Kolejnymi śmiechu wartymi wstawkami były szybkie ujęcia kamery na kadr
z pierwszego tomu sagi „Dragon Ball” (prawie cały czas ten sam - jakby tylko
on istniał w tej 42-tomowej sadze), gdzie czytelnik podziwia gołą pupę Bulmy,
i towarzyszące temu wyszeptane-wykrzyczane słowa „Sex! Sex! Sex!” – motyw
przewijający się przez cały program - oraz raniące uszy hałaśliwe akordowe
uderzenia, mające spotęgować szok widza. Już po tej dawce tak prymitywnych
zabiegów audio-wizualnych, o mało nie popłakałem się ze śmiechu,
po prostu nie wierząc w to co widzę i słyszę. Czy naprawdę wśród
widzów jest ktoś, kto się nabrał na te tanie chwyty? Pozostawię to
pytanie bez odpowiedzi...
Kolejnym, jeszcze bardziej bezczelnie tendencyjnym ze strony realizatorów,
posunięciem, była rozmowa z przedstawicielami wydawnictwa JPF - panem Shinem
Yasudą i Jackiem „Kralizkiem” Szczypiorem. Od razu było widać, że realizatorom
przysłowiowo „zwisają i powiewają” racje drugiej strony, a ich jedynym celem
było tylko złapanie ujęć, w których będą w stanie ukazać „tych złych”,
rzekomo przyczyniających się do propagowania japońskiej pornografii wśród
polskich dzieci - no przecież nic, jak tylko załamać ręce nad głupotą. Najpierw
postawiono Jacka Szczypiora w idiotycznej sytuacji i kazano wytłumaczyć
mu fakt istnienia „kontrowersyjnego kadru” (tak - tego samego) we wspomnianym
pierwszym tomie sagi (genialne - miał w ok. 30 sekund streścić 42-tomową
sagę i udowodnić, że ta scena nie ma takiego wydźwięku, jak to sobie wymyślili
twórcy reportażu);
Atak z zaskoczenia
- niech się szybko wytłumaczy...
A następnie szybki
najazd kamery na winne oczy przyłapanego na gorącym uczynku przestępcy...
"genialny" montaż programu, gratulujemy twórcom.
...a zaraz potem,
gdy pan Shin Yasuda zorientował się, że został przez twórców
najzwyczajniej w świecie oszukany i że wcale nie chodzi po prostu o wywiad
(jak realizatorzy zapewniali pana Yasudę przed rozpoczęciem zdjęć) i wszedł
przed kamerę protestując, potraktowano go jak przestępcę, zasłaniając mu
twarz ...
Kolejna "genialna" scena: "oto
jak tłumaczą się winni" - sugerują nam twórcy reportażu.
...i łącząc jego protesty z równie „odkrywczymi” wywodami pani psycholog
Doroty Zawadzkiej, która „zaszokowana” opowiadała, co znalazła w
42 tomach „Dragon Balla”, stojących na półce jej starszego syna.
I znowu nie uwierzycie - tak! Ona znowu znalazła ten jeden kadr ze strony
70 z pierwszego tomu! Eureka! No nie, przepraszam - pani Dorota znalazła
jeszcze dwa podobne - czyli w sumie - trzy. Hmm... to dużo, jak na 42-tomową,
po 200 stron każdy, sagę - nie uważacie? Czyżby tylko tyle wyczytali z tej
historii twórcy reportażu? Gratuluję spostrzegawczości.
Pani psycholog
Dorota Zawadzka obnaża całą prawdę o mandze: to pornografia i pedofilia
- twierdzi. Cóż, trudno się sprzeczać ze "znawcami" tematu. Pozostaje
tylko uwierzyć...
Ale to jeszcze nie koniec przedstawienia, jakie odstawili realizatorzy
programu ze scenami nakręconymi w siedzibie wydawnictwa JPF. Chwilami dochodziło
wręcz do tego, że podczas montażu programu zmieniano wydźwięk nakręconych
scen, aby bezczelnie nagiąć je do ogólnej wymowy, jaką z założenia
miał mieć cały reportaż. Otóż w jednym z ujęć, gdy kamerzysta kręcił
stojące na półce w wydawnictwie mangi, niespodziewanie w kadr wszedł
Shin Yasuda, który - nie chcąc zasłaniać ekspozycji - pochylił się
do przodu i przeszedł „pod kamerą”. Jak myślicie - co zrobili z tą parosekundową
– zepsutą - zdawać by się mogło, sceną twórcy? – Oczywiście! - Wsadzili
ją do programu, wmontowując ją w taki sposób, że nieuważny widz (czyli
większość) odbierze ją w zupełnie innym świetle, a Shin Yasuda wygląda na
niej niczym uciekający przed kamerą przestępca. No tylko pogratulować twórcom
programu poważnego podejścia do sprawy. Czy na tym polega praca dziennikarza?
Na przeinaczaniu faktów?
A oto i przeinaczona
przez twórców reportażu scena - Wydawca mangi w Polsce jako
uciekający przed kamerą przestępca.
To tyle, jeśli chodzi o „efekty specjalne” towarzyszące temu idiotycznemu
show. Skoncentrujmy się teraz na... hmm... treści programu, czyli na zarzutach,
jakie bezpośrednio skierowano w omawianym programie w twórców
mangi. Zacznijmy od pani psycholog Doroty Zawadzkiej, która - pokazując
kadr z gołą pupą Bulmy (tak - ten sam...) - krótko skwitowała swoje
wrażenia po przeczytaniu całej sagi: „Zobaczyłam. Przeczytałam. I wstrząsnęło
mną do głębi.” - Przepraszam, jeśli będę trochę nieuprzejmy, ale chciałbym
bardzo wiedzieć, co takiego wstrząsnęło panią Dorotą? Goła pupa Bulmy? (tak,
tak - cały czas ta sama) Czy może fakt, że nie dopilnowała swojego syna
i całą tą kolekcję znalazła na półce we własnym domu? A może to,
że tak napiętnowany pierwszy tomik „Dragon Balla” wyszedł już dwa lata temu
i aż tyle czasu zajęło pani Dorocie wykrycie szkodliwych zainteresowań jej
dziecka? A nie, przepraszam - panią Dorotę zaszokował fakt (jak sama stwierdziła),
że Bulma jest małym dzieckiem, a tak w ogóle to wszystko to jest
pedofilia. Hmm... Chciałbym zapytać panią Dorotę (i przy okazji też twórców,
którzy przez cały reportaż utwierdzali wszystkich w takim przekonaniu)
na jakiej podstawie twierdzi, że Bulma jest dzieckiem? Na podstawie PODSTAWIONYCH
przez realizatorów w programie 4-latków, czy też na podstawie
wieku swojego syna, u którego na półce odkryła rzeczoną kolekcję?
No bo nie uwierzę, że ten ostatni ma tylko 4 latka, gdyż na półce
obok serii „Dragon Ball”, którą nam pani z taką namiętnością prezentowała,
znajdowały się inne mangi oraz DVD z anime, bynajmniej nie przeznaczone
dla dzieci (to wyraźnie widać w programie, wystarczy zatrzymać klatkę i
przyjrzeć się tytułom). Bo mniemam, że ani pani Dorota, ani twórca
programu, pan Krystian Lada, nie wzięli pod uwagę jasnego oświadczenia wydawcy,
że seria jest przeznaczona dla osób od 15 roku życia? No oczywiście,
że nie wzięli, bo to by nie pasowało do ich tendencyjnych haseł, które
za wszelką cenę starali się przeforsować w tym programie (i gratulacje -
udało się, mam nadzieję, że honorarium było satysfakcjonujące?). Twórcy
reportażu nie zauważyli, że ten produkt przeznaczony jest dla ludzi od 16
roku życia, bo nie chcieli tego zauważyć, gdyż gdyby wzięli to pod uwagę,
musieliby przyznać, że w tego typu mangowych produkcjach umieszcza się bohaterów
co najmniej równych wiekiem (lub starszych) czytelnikom, bo żaden
nastolatek nie zainteresuje się bohaterami młodszymi od siebie. Tak to po
prostu działa. Dla nastolatków tworzy się historie o ich rówieśnikach.
Tak w ogóle jestem ciekawy, ile lat zdaniem twórców
ma to „małe dziecko”, które jeździ szybkim motocyklem, motorówką,
samochodem i wieloma innym pojazdami mechanicznymi? Jak mniemam - ocenili
to na podstawie wyglądu postaci? A czy nasi kochani twórcy reportażu
zadali sobie choć TROSZECZKĘ trudu, żeby poznać specyfikę kreski, na temat
której tak żarliwie i jednostronnie się wypowiadali? Czy choćby ze
zwykłego dziennikarskiego obowiązku starali się dowiedzieć, jak japońscy
twórcy rysują postacie w różnym wieku? Ależ skąd - pani Dorocie
i panu Jakubowi wystarczył jeden rzut doświadczonym okiem, aby jednoznacznie
stwierdzić, że jest to komiks ewidentnie dla małych dzieci i że główna
bohaterka jest małą dziewczynką. Ot tak. Bo im się tak wydawało. Gratuluję
fachowego oka i znajomości tematu historii japońskiego komiksu. Nie ma to
jak posłuchać jednoznacznej opinii znawców. A pani Dorocie gratuluję
koncentracji uwagi na jedynie trzech kadrach z 42-tomowej sagi po 200 stron
każdy. Cóż za niesamowita wybiórczość. Na koniec mała rada
– proszę porozmawiać ze swoim synem, bo po tej kolekcji wygląda na to, że
jest on fanem sagi „Dragon Ball”, a każdy fan tej serii wie, że – UWAGA!
PANOWIE REALIZATORZY! A KUKU! – Bulma ma 16 lat! – Zdziwieni? Nie sadzę.
Oprócz 4-latków
w sekundowych migawkach występowały również pieniądze, gdyż pani Dorota
doszła do wniosku, że za tym na pewno kryją się (wielkie? brudne?) pieniądze. Do kompletu
tak odkrywczych "migawek/złotych myśli" zabrakło już tylko narkotyków
i gwałtu - na szczęście tych twórcy reportażu nam oszczędzili. Dziękujemy
za wyrozumiałość.
Ach tak, chwileczkę... w migawkach
można też było ujrzeć książkę z kodeksem karnym...
Równie ciekawych wypowiedzi dostarczył twórcom programu wyżej
wspomniany pan Jakub Śpiewak z fundacji „Kidprotect” (nie no, jak daję słowo,
zabrakło w tej szopce jeszcze tylko księdza i prokuratora - byłby komplet),
który - co było widać - już „tak dobrze” nie orientował się w fabule
przedstawionego komiksu jak pani Dorota, lecz jemu twórcy programu
po prostu podstawili pod nos gołą pupę Bulmy (tak, tak - tę samą - tom pierwszy,
strona 70...) i poczekali, aż dojdzie... do „jedynych słusznych wniosków”.
No i doszedł, twierdząc przy okazji, że ktoś, kto daje dziecku do rąk tego
typu komiksy - cytuję: „nie dorósł do roli rodzica” - koniec cytatu.
Pytanie - czy zamierzał tą wypowiedzią skarcić swoją przedmówczynię,
która odkryła przed światem straszną prawdę o japońskich komiksach?
- Ależ skąd. - Pan Jakub Śpiewak skomentował w ten sposób wcześniejszą
wypowiedź pana Yasudy, który jasno stwierdził, że takie komiksy kupuje
w Japonii swojej córce i ona się świetnie przy tym bawi.
Pan Jakub Śpiewak uważa,
że rodzice, którzy pozwalają dzieciom czytać mangi, nie dorośli do
roli rodziców. Co na to polscy fani i ich opiekunowie?
Pytam zatem głośno - JAKIM PRAWEM pan Jakub ocenia pana Yasudę jako ojca?
Czy zdołał go wcześniej poznać? Czy wie, jakim jest człowiekiem? Czy wie,
jak powszechny jest kontakt japońskiego społeczeństwa z mangą? Czy zna na
tyle tą tak bardzo różną od naszej kulturę - która mangę stworzyła
i bez której znajomości nie można tak naprawdę mangi ocenić - że
ma prawo do wypowiadania się na ten temat przed milionami widzów?!
I jak ma się teraz poczuć pan Yasuda? Jak niedorosły do roli rodzica gówniarz?
Bo ktoś, na podstawie gołej pupy rysunkowej postaci, zakwalifikował go jako
nieodpowiedzialnego rodzica? I to wystarczy, żeby kogoś tak jednoznacznie
ocenić!? A jak mają się poczuć tysiące rodziców, którzy często
ze swoimi pociechami interesują się w Polsce mangą? - Jak wyrodni rodzice?
Mają się zgłosić do prokuratora? A może - podpowiem - ten jeden jedyny raz,
zamiast wierzyć naciąganym informacjom podanym w telewizji - porozmawiać
ze swoimi pociechami, razem obejrzeć ich mangi i spróbować zrozumieć
ich zainteresowanie japońską kulturą? Ot tak, nawet jeśli ich to nie interesuje
(choć zapewne też się wychowali na japońskich produkcjach, takich jak chociażby:
„Załoga G”, czy „Pszczółka Maja”), to chociażby po to, aby złapać
ze swoimi podopiecznymi lepszy kontakt, zamiast od razu oceniać ich na podstawie
zmanipulowanych w telewizji informacji?
Ujmę to inaczej. Według mnie, to twórcy tego programu, odpowiedzialni
za jego tendencyjnie zniekształcony wydźwięk, nie dorośli do roli rodziców.
Powiem szczerze, że gdybym zrobił tak kłamliwy reportaż, w którym
publicznie osądziłbym na podstawie paru kadrów całość japońskiej sztuki
komiksu i przy okazji oskarżył rodziców interesującej się tym młodzieży
o brak odpowiedzialności rodzicielskiej, miałbym problemy z przyznaniem się
przed swoimi dziećmi do takiego numeru. A idąc ich tokiem myślenia, to twórcy
tego reportażu sami powinni się wstydzić, bo jak dotąd nakład tej potępianej
przez nich serii nie przekroczył kilkudziesięciu tysięcy egzemplarzy, a
oni właśnie sami przyczynili się do ukazania gołej pupy nastolatki kilku
milionom widzów i do tego z pewnością skłonią do zakupu serii niejednego
młodego człowieka. Czy to Was nie przeraża, drodzy panowie reporterzy?
A tak na marginesie, to pragnę Was poinformować, że zrobiliście kocią przysługę
swojemu pracodawcy, kanałowi TVN. Za jego własne pieniądze zafundowaliście
mu niezłą antyreklamę, plasując serię „Dragon Ball” jako dziecięcą pornografię.
Nie chcę Was martwić, ale ten serial animowany, bardzo wiernie oparty na
tak skopanej przez Was mandze, od kilku lat można oglądać na kanale TVN7.
Czego się mamy teraz spodziewać? Ściągnięcia serii z ekranu, czy drugiej
części reportażu o pornograficznej serii animowanej i procesu sądowego odpowiedzialnego
za jej emisję kanału?
Biedne dzieci, jeszcze
nie przestały się bawić pluszowymi misiami, a już źli twórcy mangi
wciskają im w ręce komiksową pornografię - przekonują nas twórcy reportażu...
Nie, to nie jest stacja Idiotkowo Górne, ta będzie następna, a teraz
jesteśmy w bloku programowym pt. "Uwaga!", emitowanym na falach TVNu.
Swoją drogą, to ciekawe - na rynku aż roi się od pozycji książkowych, seriali
TV, itp. dla młodzieży, gdzie seks wylewa się z co drugiej sceny, a jednak
to nikomu nie przeszkadza. Całe serie książkowych romansideł, które
w każdej prawie księgarni mogę całymi dziesiątkami wskazać palcem, i filmów
młodzieżowych, gdzie seksu jest co nie miara, lecz tego nikt się nie czepia.
A przecież docelowo to są często wczesne nastolatki, które przeżywają
swoje pierwsze miłosne uniesienia, jednak tego jakoś nikt nie kwalifikuje
jako dziecięcej pornografii. Bo to tylko książka. Bo to tylko film. Nie
ma w tym nic złego. - I to prawda - nie ma w tym nic złego - to co złe siedzi
w nas, a nie w książkach czy komiksach. No, ale w przypadku mangi jest inaczej
- bo to przecież komiks, a zatem coś, co czytają dzieci. Oto co nam wpoiło
peerelowskie pranie mózgu - komiks jest rzeczą głupią, czytaną przez
dzieci i degeneratów. Nie ważne, że w Japonii czytają komiksy WSZYSCY
(dzieci, młodzież, dorośli, uczniowie, gospodynie domowe, biznesmeni, panie
lekkich obyczajów i mnisi - WSZYSCY). Nie ważne, że każda grupa wiekowa,
płeć i hobby, ma tam swój dział. Nie ważne, że twórcy tego
reportażu nic o tym nie wiedzieli i ocenili wytwór obcej kultury według
kanonów naszej, robiąc w ten sposób najgłupszą rzecz, jaką
może zrobić dziennikarz - dowodząc swojej niewiedzy, ignorancji, i celowo
naginając fakty i przedstawiając je maksymalnie jednostronnie. No, ale nie
ma się czego bać, bo to i tak oberwie się wydawcom i fanom, a nie tym, którzy
narobili zamieszania. No bo przecież „w telewizji mówili” - argument
nie do zbicia i bezdyskusyjny dla wielu z nas, prawda? Pokazali i powiedzieli
w telewizji, a zatem sprawa przesądzona - manga to przemoc i pornografia,
fani to zboczeńcy i degeneraci, a ich rodzice jeszcze powinni dorosnąć do
tej roli. Koniec moralizatorstwa na dziś. Dobranoc Państwu.
Ach nie! Jeszcze będzie mały deser! Bowiem podsumowanie tego programu przez
prowadzącego ściągnęło mnie z fotela na podłogę i przyprawiło i demoniczny
śmiech:
„W całej sprawie bulwersuje fakt, że twórcy tego
typu komiksów są bezkarni. Mamy nadzieję, że po emisji tego programu
odpowiednie instytucje uzupełnią tę lukę w prawie.”
Panie i panowie! Robimy policyjno-militarną akcję i wysyłamy oddział specjalny
do Japonii! Zamykamy tysiące wytwórni anime i studiów, gdzie
powstają mangi, aresztujemy dziesiątki tysięcy ludzi pracujących w przemyśle
animacyjno-komiksowym i burzymy muzeum imienia Osamu Tezuki oraz Muzeum
Ghibli! Polskie społeczeństwo domaga się sprawiedliwości i nie chce w Polsce
zboczonej, barbarzyńskiej, japońskiej kultury!
A tak poważnie - w całej tej sprawie bulwersuje coś zupełnie innego - brak
poszanowania innej kultury oraz brak wiedzy i złośliwa jednostronność polskich
„dziennikarzy”, wypowiadających się w taki sposób. To bezmyślność,
głupota i brak szacunku dla wkraczających do Polski elementów innych
kultur, których z każdym dniem będzie więcej. To smutne, ale wnioski
są takie, że nie dorośliśmy jeszcze do przyłączenia się do Europy, a już
z pewnością nie do reszty świata. Jeśli nie potrafimy zaakceptować, że w
innej kulturze nagie ciało może nie być niczym złym i że tego typu żarty
nie są łamaniem prawa - to co się stanie z całą resztą? (bo „Dragon Ball”
jest KOMEDIĄ PRZYGODOWĄ, i to w wydaniu japońskim, a ludzie wychowani w tamtej,
innej kulturze, śmieją się z czegoś innego niż Polacy - czy tak trudno to
zrozumieć, kochani panowie redaktorzy?!?) Będziemy bić czarnych za to, że
są czarni? Będziemy potępiać Holendrów, bo pozwalają zawierać związki
małżeńskie parom homoseksualnym? Wypowiemy świętą wojnę Francuzom, za to
że mają w Paryżu „Różową dzielnicę”? Wyklniemy Rosjan, bo w większości
są Prawosławni? Wypędzimy z kraju Japończyków, bo w ich kulturze golizna,
sex i żartowanie z nich, nawet w komiksach dla młodzieży, jest czymś normalnym
i bynajmniej tam nikogo nie gorszącym? - Czy naprawdę uważamy się aż za takich
świętych, a swoje poglądy i kulturę za jedyną, nieomylną i słuszną w każdej
postaci, że tak łatwo oceniamy inne kultury?! Bo z takim tendencyjnym podejściem,
jak to zaprezentowane w wyżej przedstawionym reportażu, daleko nam jeszcze
do Europy. Jak na razie, to nie widzimy nic oprócz czubka swojego
nosa, który jest uniesiony bardzo wysoko i przekonany, że ma rację
w każdej sytuacji, a jakiekolwiek od tego odstępstwa od razu są deptane i
sprowadzane do poziomu pornografii i przemocy. Japończycy nie wytykają nam
tego, że traktujemy homoseksualistów jak zboczeńców i chorych,
których należy leczyć, bo sami potrafią zrozumieć takich ludzi i akceptują
ich. Dwie różne kultury – dwa różne podejścia do tej samej
sprawy – żadne nie musi być ani lepsze, ani gorsze. Dlaczego w takim razie
my wytykamy Japończykom ich naleciałości kulturowe? Czy to źle, że oni traktują
goliznę i sex tak jak traktują? Czy są przez to od nas gorsi? Oni nie każą
nam zmieniać naszych poglądów, dlaczego w takim razie my traktujemy
w taki sposób ich kulturę?
Właściwie, to ten tekst nie powstał po to, aby wytknąć brak kompetencji
twórcom tego reportażu, ale był kroplą, która przepełniła czarę
goryczy polskich fanów mangi, którzy od lat muszą się oganiać
od tego typu jednostronnym i złośliwych ataków ludzi, których
tak naprawdę nie obchodzi to, o czym robią reportaż, a wyłącznie efekt końcowy
- tania sensacja, wciągająca w szklany domowy ekran miliony nastawionych tylko
na przetrawioną papkę informacyjną widzów. Minęło prawie 7 lat, odkąd
japońska popkultura na dobre przekroczyła nasze granice i rozkochała w sobie
setki tysięcy Polaków, ale jak widać, my nie nauczyliśmy się przez
ten czas niczego. Przez te wszystkie lata część fanów zaczęła w końcu
dochodzić do wniosku, że nasz fandom przesadza twierdząc, iż w Polsce od
lat trwa w mediach, a tym samym wśród napędzanych nimi rodziców i nauczycieli,
nagonka na fanów mangi i ich hobby. Fakt, trudno się z tym nie zgodzić,
nie ma co przesadzać, wszak nie żyjemy w dżungli i nikt nas nie może zamknąć
w więzieniu za inne przekonania... a jednak oglądając tego typu programy,
i to w jednym z najbardziej oglądanych kanałów TV, w szczycie w sobotnie
popołudnie, trudno niektórym czarnowidzom - polskim fanom japońskiej
kreski - nie przyznać racji. Faktycznie, walka z ludzką głupotą i ściąganie
klapek z oczu „medialnym inkwizytorom”, nie jest prostą rzeczą. Wszystkim
4-latkom z reportażu, czytającym „Dragon Balla”, życzę słodkich snów.
Nie musicie już ukrywać swoich zbiorów między workami z owsianką, wystarczy
zgłosić się do panów reporterów, oni dadzą wam tomiki komiksu
do łapek i nakręcą bardzo pouczające sceny.
Dżordż
Tytuł bloku programowego: Uwaga!
Emisja: 12.07.2003, TVN, godzina 19.40
Reporter: Krystian Lada
Zdjęcia: Paweł Gosk, Rafał Hamroł
Montaż: Igor Procajło, Wojciech Włodarskidż
W programie udział
wzięli: psycholog Dorota Zawadzka, Jakub Śpiewak z fundacji „Kidprotect”,
Shin Yasuda (wydawnictwo JPF), Jacek Szczypior (wydawnictwo
JPF), oraz twórcy programu i grupa ok. 4-letnich „czytelników”
mangowej serii „Dragon Ball”